wtorek, 15 września 2020

Polska droga do kolejnego upadku cz X (rząd Mateusza Morawieckiego)

Rząd Mateusza Morawskiego (od 11 grudnia 2017 do ?)

 

"Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007. Wtedy poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim, właśnie otwartych konkursów jeśli chodzi o rady nadzorcze. Trafiali tam eksperci z rynku, trafiały osoby z tytułami naukowymi, z SGH, z innych uczelni. No i problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce, o zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie."

Radosław Fogiel - wicerzecznik PiS

 

Zmiana Premiera i kilku ministrów miała dać nowego rozpędu "dobrej zmianie". Nowy rząd nie potrzebował ekspertów, a ludzi wiernych realizujących ich program. Program Jarosława Kaczyńskiego. 

 

Agencja ratingowa Standard & Poor's w kwietniu 2018 r. dała kredyt zaufania nowemu rządowi i podwyższyła rating Polski. Zarówno obniżka ratingu, jak i jego podwyżka nie miała przesłanek merytorycznych. Tym razem okazało się, że zdaniem rządu ratingi są jednak ważne. Ot taka niewielka zmiana narracji.

 

Pierwszym ministrem finansów została Teresa Czerwińska. Można powiedzieć ekspert w swojej dziedzinie. Co z tego, jak nie chciała realizować "piątki Kaczyńskiego". Czy taki minister mógł przetrwać? Oczywiście, że nie, więc nagrodą za jej milczenie było intratne stanowisko wiceprezesa Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Wilk syty i owca cała, można by rzec. Następcą został Marian Banaś, prawnik, religioznawca i filozof. Takie wykształcenie było idealne do bycia Ministrem Finansów, bo po co komu znajomość ekonomii, jak trzeba realizować "piątkę Kaczyńskiego". Przetrwał niecałe trzy miesiące i został prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Wtedy też zaczął się pasjonujący spór na linii Banaś - PiS, ale ja nie o tym. 

 

Jeżeli kto myślał, że osiągnęliśmy dno, to muszę go rozczarować. Dno było przed nami. Przez ponad dwa miesiące nie mieliśmy ministra finansów, a jego funkcję pełnił premier. Po tym czasie przyszedł Tadeusz Kościński. Absolwent Goldsmiths’ College, a więc miał wykształcenie średnie i to wystarczało, by zostać ministrem finansów państwa Polskiego. W kwietniu 2020 roku w Ministerstwie finansów pojawił się młody chłopak, Piotr Patkowski, który ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie w Lublinie. Powstał wspaniały tandem znający finanse państwa jak mało kto.

 

Wrócę może do przyczyn odejścia Pani Teresy Czerwińskiej, a więc "piątki Kaczyńskiego". Cóż to było za cholerstwo, że nie dało się nikogo kompetentnego namówić na fuchę w ministerstwie finansów? A więc 500+ na każde niepełnoletnie dziecko, trzynastki dla emerytów, zwolnienie z podatków osób do 26 roku życia, zmniejszenie PIT-u do 17%, przywrócenie zredukowanych wcześniej linii autobusowych. Jakże piękne dodatkowe wydatki bez pokrycia. Niestety rząd uwierzył w swoje własne siły i nie odpuszczał, tylko realizował zarysowany przez Prezesa program.

 

Nieco późniejsza zapowiedź podniesienia płacy minimalnej do czterech tysięcy złotych do roku 2024, wyraźnie pokazywała, że wszyscy powinniśmy być równi i zarabiać tyle samo. Wspaniałomyślność rządu była niczym niezmierzony ocean dla pływających tam stworzonek. Populizm pełną gębą pociągający za sobą strach ludzi myślących.

 

Rząd robił wszystko dla nas Polaków. Wiadomo, że ludzie lubią niskie podatki, więc wprowadzano dużo nowych niskich podatków. Dla niepoznaki często nazywając je opłatami. I tak oto mamy podatek bankowy, opłatę denną, mocową, recyklingową, przejściową, emisyjną, daninę solidarnościową. Przed nami podatek cukrowy, podatek od hipermarketów i wiele innych, o jakich jeszcze nawet nie marzyliśmy. A to wszystko tylko po to, by żyło się lepiej.

 

Pisząc o podatkach, należy przypomnieć, że nie podwyższa się kwoty wolnej od podatku, mimo rosnącej inflacji, ani nie przywrócono niższego podatku VAT, co było niejednokrotnie obiecywane. 

 

Przyszła pandemia COVID-19 i przez chwilę można było mieć nadzieję, że rząd zmądrzeje i zacznie szanować pieniądze podatników. Nic bardziej mylnego. Pandemia wyzwoliła nowe pokłady populizmu. Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopę procentową niemal do zera, przy ponad trzyprocentowej inflacji. Tym samym, gdy nasze oszczędności trzymamy na rachunkach bankowych, tracimy trzy procent rocznie! Co gorsza, nie tylko na nas odbija się lekkomyślna decyzja RPP. Banki będą miały jeszcze większe kłopoty, gdyż my uciekamy z naszymi oszczędnościami z banków, one zaś nie będą miały z czego udzielać kredytów, a to prosta droga do wieloletniej stagnacji. 

 

NBP dołożył swoje trzy grosze do psucia finansów publicznych i złamał kolejną granicę, której nie należało przekraczać. Zaczął skupować obligacje skarbu Państwa. Do 19 sierpnia 2020 skupił obligacje skarbu państwa na kwotę 52 mld zł oraz obligacje wyemitowane przez PFR i BGK za kolejne 51 mld zł. Mówiąc prostym językiem, wypuścił na rynek ponad sto miliardów złotych wygenerowanych z powietrza. Jak to się skończyło w PRL-u, część z nas pamięta, jak to się skończy w nowej rzeczywistości, czas pokaże.

 

Zapowiedzi Pana Patkowskiego nie nastrajają optymistycznie. Aktualnie sugeruje zniesienie progu zadłużenia zapisanego w konstytucji. Czy tego rząd Morawieckiego dokona przy pomocy partii opozycyjnych? Nie wiem, ale boję się, że niestety tak się stanie. Nie byłbym sprawiedliwy, gdybym nie wspomniał, że ten próg zostanie prawdopodobnie złamany już w tym roku, ale zgodnie z metodologią unijną. W Polsce przyjęto inny system liczenia, który utrzymuje nas poniżej wskaźnika 60% długu do PKB. Po prostu do długu nie wlicza się zadłużenia generowanego przez PFR i BGK.

 

Otworzono puszkę Pandory, której zamknąć nie sposób.

 

Przy okazji można dodać, że przez cały okres rządów trwa spór o praworządność w Polsce.   Żyjemy w czasach, gdzie nie ma instytucji, której można by było zaufać. NBP "drukuje" pusty pieniądz, TK i SN są polityczne, KNF nienależycie nadzoruje system finansowy (afera Amber Gold i Getback), Prezydent nie zwraca uwagę na konstytucję, zresztą tak jak i wszyscy inni łącznie z opozycją.

 

O instytucjach unijnych nawet nie wspominam, gdyż jest jeszcze gorzej, niż u nas.

 

Czy model III RP wyczerpał się po trzydziestu latach trwania? Czy też jeszcze pociągnie parę lat i runie nieco później, jak to miało miejsce w przypadku PRL-u? A jak system padnie, co go zastąpi? Pytania, na które być może odpowiedź niedługo nadejdzie.

 

Kończąc tę część, jak zwykle przechodzę do wskaźników gospodarczych, które pokazują, co się działo za rządów Mateusza Morawieckiego.

 

W 2018 r. deficyt budżetu państwa wyniósł 10,4 mld zł, w 2019 wyniósł 13,7 mld zł, w 2020 r. ma wynieść 109 mld zł. Jeżeli chodzi o kursy walut na dzień  9 września 2020 r., kursy przedstawiały się następująco: USD 3,7534 (osłabienie PLN o 5% stosunku do początku rządów); EURO 4,4504 (osłabienie PLN o 6%), a CHF 4,1309 zł (osłabienie PLN o 15%).

 

A jaki to miało wpływ na inne wskaźniki ekonomiczne? Wzrost PKB w 2018 r. był na poziomie 5,1%, w 2019 r. na poziomie 4,0%, w 2020 r. prognozuje się spadek na poziomie około 3%. Inflacja na koniec 2018 r. wyniosła 1,6%, w 2019 r. wyniosła 3,4%, na koniec 2020 r. wyniesie prawdopodobnie w granicach 3%.  Aktualnie stopa bezrobocia kształtuje się na poziomie 6,1%.

 

niedziela, 13 września 2020

Polska droga do kolejnego upadku - część IX (rząd Beaty Szydło)

Rząd Beaty Szydło (od 16 listopad 2015 do 11 grudzień 2017 r.)

Od III RP do IV RB, czyli budujemy PRL Plus.

Pieniędzy nie ma i nie będzie. Taka maksyma towarzyszyła nam przez ostatnie osiem lat. I nagle nowy rząd twierdzi, iż "znajdzie" pieniądze na wszystko, a nawet więcej. A obietnice socjalne były naprawdę duże. Między innymi 500+, podwyższenie kwoty wolnej od podatku, pomoc "frankowiczom", Mieszkanie +, obniżenie wieku emerytalnego. A to nie był koniec planów tego rządu.

Czekała nas też cała masa reform, między innymi reforma szkolnictwa, służby zdrowia, uszczelnianie podatków. Postanowiono także zreformować sądownictwo, co wiązało się z konfliktem z instytucjami Unii Europejskiej. Polska po raz pierwszy od 1989 r. postanowiła nie potakiwać bogatszym krajom zachodu, tym samym mieliśmy mnóstwo wrogów i jednego małego przyjaciela, Węgry. Drugiego przyjaciela, San Escobar wymyśliliśmy sobie sami. Wstawaliśmy z kolan. Podobno.

Jedną z pierwszych rzeczy zrealizowanych przez PiS, było odbijanie Trybunału Konstytucyjnego. To, co chciało zrobić PO, zrobił PiS i mianował dwóch sędziów prawidłowo i trzech na zakładkę. Przy okazji kilkakrotnie zmieniono ustawę o Trybunale Konstytucyjnym. Pierwszy etap reformowania Polski, mieliśmy za sobą. W międzyczasie zostaje odbita TVP i mamy zwrot narracji tejże telewizji o 180 stopni.

Jedna z trzech największych agencji ratingowych Standard & Poor's nie chciała czekać na dalszy rozwój sytuacji i w styczniu 2016 r. niezapowiedziane obniżyła rating Polski, tłumacząc ją zmianami ustrojowymi osłabiającymi niezależność instytucji. Chodziło tutaj przede wszystkim o Trybunał Konstytucyjny i media publiczne, a także obawy o niezależność Narodowego Banku Polskiego. Skutkiem tego było osłabienie się złotówki  i nieukrywana uciecha partii opozycyjnych. To właśnie w tym czasie dowiedziałem się od przedstawicieli rządu, iż ratingi nie są istotne. Cóż, może i nie są dla rządu, ale inwestorzy uważają inaczej.

Dosyć szybko, bo w lutym 2016 r. wprowadzono sztandarowy projekt 500+, a pieniądze na jego realizację miały pochodzić ze zwiększonej ściągalności podatków. O dziwo tak faktycznie było. Odwrócono reformę systemu emerytalnego i przywrócono wiek emerytalny do czasów sprzed reformy. Wprowadzono podatek bankowy, zlikwidowano gimnazja, ponownie zwiększono wiek szkolny do lat siedmiu, wprowadzono sieć szpitali. Reform wiele, zamieszkania jeszcze więcej. PiS realizował obietnice wyborcze, koszty stale rosły, zwiększały się jednak dochody państwa przede wszystkim z uszczelnienia podatków. Jeszcze w 2015 r. z podatku VAT państwo uzyskało 123 mld zł, by w 2017 kwota ta wzrosła do niemal 157 mld zł. Poprawienie ściągalności VAT było naprawdę dużym i chyba jedynym prawdziwym sukcesem PiS-u.

Wysokie podatki, wysokie wydatki. Budowaliśmy socjalistyczne państwo dobrobytu, ku radości wielu Polaków. Nikt oczywiście nowego systemu nie nazywał socjalistycznym, gdyż jeszcze wielu Polaków, ma złe skojarzenia z tym ustrojem.

Dokonywano nacjonalizacji PeKaO SA. W czerwcu 2017 roku PZU i PFR (Polski Fundusz Rozwoju) odkupuje 32,8% akcji PeKaO SA za 10,6 mld zł. Na dzisiaj cena tych akcji 7,84 mld zł. Świetny interes dla sprzedającego. Tanio sprzedać, drogo kupić, to właśnie robiły rządy po 1989 roku.

Realizowano swoje, co wiązało się ze stałym, ostrym konfliktem zarówno z partiami opozycyjnymi jak też Unią Europejską. W styczniu 2017 r. pojawił się jednak nowy przyjaciel Polski, Donald Trump. Można by rzec, że był to "drogi" przyjaciel, o czym w przyszłości przekonaliśmy się niejednokrotnie, podpisując coraz to nowe zobowiązania Polski. Strumień pieniędzy już nie miał płynąć do naszych przyjaciół z Unii Europejskiej, a do USA. A także organizacji żydowskich, co wynika z ustawy 447, uchwalonej przez kongres amerykański i mówiącej o zaspokojeniu roszczeń żydowskich. Niestety o tej ustawie w Polsce jest wyjątkowo cicho. Czy ostatecznie okaże się, że najwięcej odszkodowań za II wojnę światową wypłaci Polska?

Rząd przetrwał dwa lata i szczęśliwie głównodowodzący nie rzucał zbyt często nowymi pomysłami. Można powiedzieć, że były gorsze rządy, populizm nie przybrał jeszcze karykaturalnych kształtów, a zadłużenie Polski przestało gwałtownie rosnąć. Co z tego, jeżeli wygenerowano koszty stałe, które w okresie spowolnienia gospodarczego, mogły nam dołożyć niepotrzebnych problemów. Ale o tym będzie przy omawianiu rządów Mateusza Morawieckiego.

Kończąc tę część, jak zwykle przechodzę do wskaźników gospodarczych, które pokazują, co się działo za rządów Beaty Szydło.

W 2016 r. deficyt budżetu państwa wyniósł 46,1 mld zł, w 2017 natomiast spadł do poziomu 25,4 mld zł. Jeżeli chodzi o kursy walut w ostatnim dniu rządów, to jest w dniu 11 grudnia 2017 r., kursy przedstawiały się następująco: USD 3,5633 (umocnienie PLN o 10% stosunku do początku rządów); EURO 4,2038 (umocnienie PLN o 1%), a CHF 3,5965 zł (umocnienie PLN o 9%).

A jaki to miało wpływ na inne wskaźniki ekonomiczne? Wzrost PKB w 2016 r. był na poziomie 3,1%, w 2017 r. na poziomie 4,9%,  inflacja na koniec 2017 r. wyniosła 2%, a bezrobocie spadło do poziomu 6,6%.

środa, 9 września 2020

Polska droga do kolejnego upadku - część VIII (PO, czyli Ewa Kopacz)

Rząd Ewy Kopacz Koalicja utworzony w ramach koalicji PO/PSL (od 22 września 2014 do 16 listopada 2015)

Donald Tusk zostawił partię w rozsypce, na zakończenie jednak mianował nowego Premiera Polski, panią Ewę Kopacz. Sejm klepnął nominację i Polska miała nierozgarniętą panią Premier, która nad niczym nie panowała. Zaplecze też nie było najlepsze, a afera taśmowa trwała w najlepsze. Dobrze, że dinozaury już wyginęły, bo strategia długotrwałego rzucania w nie kamieniami, raczej nie byłaby skuteczna.

Niełatwe zadanie postawione przed Panią Premier okazało się zbyt trudne. Pani Kopacz mierzyła się z coraz to większymi tarciami w partii rządzącej. Co gorsza, wydawało się, iż rządy koalicji PO/PSL powoli kończyły się i nawet sprzyjające media nie mogły powstrzymać nieuniknionego.

Wybory samorządowe z listopada 2014 r. przejdą do historii, jako najmniej wiarygodne po 1989 r. W głosowaniu do sejmików wojewódzkich, aż 17% głosów było nieważnych. Niespotykana skala, która nigdy wcześniej, ani później nie miała miejsca. Można rzec, fenomen w całym demokratycznym świecie zachodnim. To właśnie od tych wyborów, coraz częściej pojawiają się wątpliwości w zakresie wiarygodności podawanych wyników. Należy nadmienić, iż aż 48% głosów nieważnych, to głosy puste, a więc takie, których na pewno nikt nie sfałszował. Wybory te z pewnością pokazały ogromny sprzeciw dla aktualnej klasy politycznej i stylu rządzenia krajem. Stały się też początkiem końca rządów koalicji PO/PSL.

Jeszcze w styczniu 2015 r. Adam Michnik, wieloletni naczelny Gazety Wyborczej wygłosił tezę, iż prezydent Komorowski mógłby przegrać wybory jedynie wtedy, gdyby pijany przejechał na pasach zakonnicę w ciąży. Maj tego samego roku pokazał, że Pan Komorowski mógł przegrać bez tego tragicznego zdarzenia.

Mieliśmy nowego Prezydenta, a politykom Platformy Obywatelskiej puszczały nerwy i szukali ucieczki z tonącego okrętu. Powstała Nowoczesna, która miała być nowym wehikułem utrzymującym polityków w środku sceny politycznej. A może bardziej prawdziwe byłoby stwierdzenie, że chodziło tylko i wyłącznie o utrzymanie się przy korycie. Najpierw było UD i KLD, później UW, następnie PO. Teraz był czas na Nowoczesną i tylko Grzegorzowi Schetynie Platforma Obywatelska może dziękować, że jeszcze jest na scenie politycznej.

Nadciągająca katastrofa wyborcza zmobilizowała rządzących do kolejnego psucia państwa prawa. W czerwcu 2015 r. znowelizowano ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, przy której w pracach parlamentarnych czynnie pracował Prezes Trybunału Andrzej Rzepliński i wiceprezes Stanisław Biernat. Jak to się ma do trójpodziału władzy, nie wiem. By Trybunał Konstytucyjny był wciąż PO-wski, maksymalnie opóźniono wybory parlamentarne, a dodatkowo mianowano dwóch sędziów na tak zwaną zakładkę. Miało to dać pięciu nowych sędziów mianowanych przez koalicję rządzącą. Stało się inaczej i zachłanność PO została zastąpiona zachłannością PiS. To oni wzięli pełną pulę.

Nacjonalizacja Alior Banku. W maju 2015 roku PZU kupuje 25% akcji Alior Banku za 1,6 mld zł. Aktualnie akcje te warte są 453 mln zł. Cóż się stało, że po pięciu latach cena banku spadła ponad czterokrotnie?

Wartym odnotowania wydarzeniem w czasie rządów Ewy Kopacz było podjęcie decyzji przez policję, by strzelać gumowymi kulami do górników przed siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Warto też pamiętać, że każdy Marsz Niepodległości to była wielka rozróba prawdopodobnie wzniecana przez prowokatorów związanych z ówczesną władzą. Po 2015 r. Marsze Niepodległości przebiegają spokojnie i jedyne co im się zarzuca to kilka flag niepoprawnych politycznie. 

Podsumowując osiem lat rządów PO/PSL należy zauważyć, że następowało systematyczne demolowanie państwa prawa. Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Narodowy Bank Polski, były otwarte na sugestie rządzących. To właśnie ta koalicja przekroczyła wiele granic, które nigdy nie miały być przekroczone. Niestety w Polsce nie było siły politycznej, która zatrzymałaby ten proces. Za to następcy kontynuowali działania odbierające wiarygodność instytucją państwowym.

Jak wszystko na świecie, coś ma swój początek i koniec. Tak też było z rządami PO/PSL. Ludzie przyjmowali ich rządy z wielką nadzieją, niestety koniec nie dawał nadziei na nic. Polska przez osiem lat była w permanentnym kryzysie, w budżecie pieniędzy wciąż brakowało, a ludzie ledwo wiązali koniec z końcem.

Nieudolność i obietnice, tak można podsumować osiem lat rządów PO/PSL.

Kończąc tę część, jak zwykle przechodzę do wskaźników gospodarczych, które pokazują, co się działo za rządów Ewy Kopacz.

W 2015 r. deficyt budżetu państwa wyniósł 42,6 mld zł. Jeżeli chodzi o kursy walut w ostatnim dniu rządów, to jest w dniu 16 listopada 2015 r., kursy przedstawiały się następująco: USD 3,9581 (osłabienie PLN o 22% stosunku do początku rządów); EURO 4,2472 (osłabienie PLN o 1%), a CHF 3,9328 zł (osłabienie PLN o 14%).

A jaki to miało wpływ na inne wskaźniki ekonomiczne? Wzrost PKB w 2015 r. był na poziomie 3,8,  inflacja w 2015 r. wyniosła -0,9%, a bezrobocie spadło do poziomu 9,8%.

niedziela, 6 września 2020

Polska droga do kolejnego upadku - część VII (PO, czyli Donald Tusk)

 Rząd Donalda Tuska Koalicja utworzony w ramach koalicji PO/PSL (od 9 listopada 2007 do 22 września 2014)

Po dwóch latach wojny Polsko – Polskiej przyszedł czas na nowe, światłe rządy. Rządy, których celem, przynajmniej tak głoszono, była liberalizacja gospodarki oraz obniżenie podatków. Czy ktoś jeszcze pamięta słynne w tamtych czasach "3 x 15"? Jeden z podstawowych niegdyś postulatów PO, czyli obniżenie podatku liniowego, VAT oraz CIT do 15%. Jakże piękne hasło, na które niejeden dał się nabrać.

Expose nowego Premiera trwało rekordowe trzy godziny i siedem minut. To właśnie była zapowiedź tych rządów. Oczywiście nie obietnice, jakie zostały wygłoszone, ale te ponad trzy godziny przemowy. Donald Tusk umiał długo i ładnie mówić, wskazywać winnych, wycinać groźnych oponentów w ramach macierzystej partii. Umiał stać się prawdziwym przywódcą, gdyż otaczał się miernotami, a wyróżniający się politycy, byli usuwani w cień. Prawdziwy despota, ukazujący się jako największy i najbardziej oświecony demokrata.

Jakże piękna była obietnica Donalda Tuska, iż każdy minister, który jedynie pomyśli o podnoszeniu podatków, wyleci z jego rządu. Szef MSZ Radosław Sikorski twierdził, że jak coś się dwa razy obieca, to ta jakby raz się dotrzymało. Tak właśnie było. Obietnice bez pokrycia i prawdziwe działanie w przeciwnym kierunku. Mieliśmy politykę "ciepłej wody w kranie" przekazywanej obywatelom przez w pełni "pluralistyczne" media.

Zapowiadane obniżenie podatków oznaczało ich podwyżki. Zapowiadana liberalizacja gospodarki przynosiła kolejne bariery. Oczywiście wszelkie działania koalicji PO/PSL były "niezbędne" i to właśnie było przekazywane w pluralistycznych mediach, w których zarówno Polsat, TVN i TVP mówiły jednym głosem. Jeden właściwy przekaz dla Polaków.

Po co telewizje miały informować o przesłuchaniu Bronisława Komorowskiego w sprawie WSI? Przecież to Polaków z pewnością nie interesuje. Naród powinien doceniać światłego Prezydenta i z "bulem" serca patrzeć na szaloną opozycją. Po co nowa opozycyjna telewizja na naziemnym multipleksie? TV Trwam tylko mieszałoby w moherowych głowach Polaków. Były lepsze telewizje i bardziej obiektywne. Niestety sto siedemdziesiąt pięć demonstracji w sprawie Telewizji Trwam wymusiły wprowadzenie jej na multipleks naziemny. Druga z demonstracji, która odbyła się 29 września 2012 r., zgromadziła pięćset tysięcy ludzi, a petycję w sprawie TV Trwam podpisało dwa i pół miliona ludzi.

Ledwo PO/PSL przejęła władzę, zaczął się kryzys światowy. Jeden z czterech największych banków w USA, Lehman Brothers we wrześniu 2008 r. ogłosił upadłość, co pociągnęło za sobą panikę na giełdzie i wielkie problemy gospodarek. Złotówka automatycznie zareagowała na problemy i natychmiast się osłabiła. Po okresie szybkiego umacniania się teraz siła nabywcza naszej waluty spadała jak kamień w wodę. Pierwszy etap problemów frankowiczów właśnie się zaczynał, ale o tym jeszcze nikt nie myślał. Za to w szybkim tempie banki wycofywały się z kredytów w walutach obcych, a państwo polskie "liberalizując gospodarkę" w niedługim czasie całkiem je ograniczyło. Pierwszy etap "dymania naiwniaków" skończył się i tanie kredyty stały się niegdysiejszym snem i czarną przyszłością. Pojawiły się wielkie zobowiązania, po kupionych zbyt drogo mieszkaniach.

PO nie radziło sobie z problemami. Ministrem Finansów był Jacek Rostowski, który ukończył w Anglii London School of Economics and Political Science i otrzymał tytuł, który odpowiadał naszemu magistrowi. Wymaganie stawiane ministrowi finansów znacząco spadły, ale jak miało się okazać, dno nie zostało jeszcze przebite. Minister nie umiał ściągać podatków ani kontrolować wydatków. Dziura budżetowa niebezpiecznie się powiększała, a to w przyszłości groziło Trybunem Stanu dla całego rządu.

Najbardziej jaskrawym przypadkiem nieudolności rządów PO PSL było ściąganie podatku VAT. Wpływy z tego tytułu stały w miejscu, rosła za to tzn. luka VAT-owska, która była największa w Europie. Staliśmy się prawdziwym eldorado dla oszustów podatkowych. Wpływy w latach 2008 - 2015 wahały się od stu do stu dwudziestu czterech miliardów zł. Wprowadzona w 2010 r. "tymczasowa" podwyżka podatku VAT o jeden punk procentowy, niewiele dała budżetowi, za to oszustom nieznacznie zwiększyła zysk. Warto wspomnieć, że "tymczasowa" podwyżka, mająca obowiązywać trzy lata, trwa do dzisiaj.

Wciąż budżet się nie domykał, a rząd szukał dodatkowych wpływów. No i znaleziono. W grudniu 2011 r. podniesiono składkę rentową o dwa punkty procentowe. Na szczęście dla rządu "niezależny" Trybunał Konstytucyjny uznał, że składka rentowa nie jest podatkiem i tym samym, była możliwa ekspresowa zmiana budżetu, niemożliwa w przypadku niepomyślnego dla rządu wyroku TK.

Jak to dobrze, że w tamtych czasach mieliśmy "niezależne" instytucje, które były w pełni akceptowane przez Unię Europejską. Do takich "niezależnych" instytucji należał także NBP, którego prezes Marek Belka w roku 2013 rozmawiał z Bartoszem Sienkiewiczem i proponował "wsparcie" NBP-u w zamian za dymisję Rostowskiego. Dymisja Ministra Finansów faktycznie się odbyła, ale kto by łączył to z wcześniej odbytą rozmową. "Niezależny" był także Sąd Najwyższy, który w 2008 r. wydał wyrok, iż środki gromadzone w Otwartych Funduszach Emerytalnych są środkami publicznymi, a nie prywatnymi. To zaś pozwoliło na późniejszy skok na kasę Polaków.

Mimo wielu kroków "obniżających" podatki, dziura budżetowa nie malała. Już w 2010 r. Polska przekroczyła pierwszy próg ostrożnościowy (dług publiczny wyższy od 50% PKB). Przekroczenie progu wymuszało utrzymanie deficytu budżetowego w relacji do osiąganych dochodów nie wyższego niż w roku poprzednim. Jakże niewygodny wymóg, gdy rzeczywistość nie dała się naginać i deficyt budżetowy roku 2013 nie chciał być niższy niż w roku poprzednim. Jednak dla chcącego, nic trudnego. 16 lipca 2012 r. rząd ogłosił, że zawiesza pierwszy prób ostrożnościowy, a dziesięć dni później ustawa była już w Senacie. Wspaniałe działanie demolowania finansów publicznych.

Jako że kasy wciąż brakowało, w maju 2012 r. uchwalono podwyższenie wieku emerytalnego: dla kobiet o pięć lat, a dla mężczyzn o dwa lata. Tak, kolejna obietnica została spełniona odwrotnie. Obiecano przed wyborami, że nie podwyższą wieku emerytalnego, więc go podwyższyli.

Kogo zresztą obchodziło demolowanie państwa prawa przez koalicję PO/PSL. To w końcu PiS był głównym zagrożeniem demokracji. Zresztą telewizje nie zauważały problemu, bo i po co? Swojego ruszać?

Niestety śmiałe działania rządu "obniżające" podatki nie zmieniały sytuacji i próg ostrożnościowy zapisany w konstytucji zbliżał się wielkimi krokami. A jego przekroczenie oznaczało Trybunał Stanu dla rządzących. Dla rządzących nie było jednak problemu. Ustalili, że sto pięćdziesiąt miliardów złotych, które były w OFE trzeba przejąć i zmniejszyć zadłużenie Państwa. Tak też zrobiono i tymczasowo dług państwa w magiczny sposób zmniejszył się. Żeby było zabawniej, swoje działania nazwali reformą systemu emerytalnego, a klepnął to wszystko "niezależny" Trybunał Konstytucyjny. Zresztą Prezes Trybunału nie widział nic zdrożnego we współpracy z partią rządzącą, o czym będzie nieco później.

Polacy często uważani za rewolucjonistów, potulnie jak baranki przyjmowały kolejne wspaniałe działania rządów Tuska. Nie obchodziła ich nieudolność rządzących, nie zbudziła z letargu katastrofa Smoleńska, gdy nowy Prezydent Bronisław Komorowski stwierdził, że "Państwo Polskie się sprawdziło". Próbowali sobie tłumaczyć, że Afera Amber Gold i praca syna premiera w spółce córce tej instytucji, to normalność. Nie zbudziło także podwyższenie wieku emerytalnego, kradzież pieniędzy z OFE. Nie zwracano także sobie głowy seryjnym samobójcą, którego ofiarami byli m.in. Andrzej Lepper (były wicepremier), Leszek Tobiasz (świadek oskarżenia w aferze marszałkowskiej, dotyczącej m.in. Bronisława Komorowskiego, Remigiusz Miś (technik pokładowy JAK-a 40, który wylądował tuż przed katastrofą smoleńską i który twierdził, iż słyszał komendę dotyczącą obniżenia lotu do 50 metrów); generała Petelickiego (twórcę GROM-u).

Okazało się jednak, iż polskie służby nie są monolitem i pojawiła się afera taśmowa. To ona zatrzęsła w posadach koalicją PO/PSL i to też spowodowało, iż rządy koalicjantów nie przedłużyły się na trzecią kadencję. Mną osobiście wstrząsnęła informacja o prowokacji dotyczącej podpalenia budki strażniczej przed ambasadą rosyjską oraz układanie się Marka Belki z rządem. Ludzie zaś przede wszystkim mówili o wulgarnym języku i słowach pani Bieńkowskiej, iż "tylko idiota może pracować za sześć tysięcy złotych"

Czy Pan Donald Tusk przekalkulował, że w Polsce już nic go nie uratuje i postanowił uciec? Czy też może mocarze Europy stwierdzili, iż zrobił swoje i może odejść na przygotowane dla niego stanowisko szefa Rady Europejskiej? Na pytania dotyczące przyczyn ucieczki Tuska, nie znam odpowiedzi. Faktem jest, iż zachowanie Tuska było dla niego typowe. Uciekł z tonącego okrętu, zostawiając po sobie bandę nieudaczników.

Kończąc tę część, jak zwykle przechodzę do wskaźników gospodarczych, które pokazują, iż sam marketing nie wystarczy, by dobrze rządzić. Wskaźniki ekonomiczne potwierdzają nieudolność rządu Donalda Tuska i jego ucieczka z Polski, może być przyjęta jako jedna z najlepszych jego decyzji.

W 2008 r. deficyt budżetu państwa wyniósł 24,3 mld zł, w 2009 r. 27,2 mld zł, a w 2010 r. 52,2 mld zł, w 2011 r. 25,1 mld zł, w 2012 r. 31,1 mld zł, w 2013 r. 42,2 mld zł, a w 2014 r. 29 mld zł. Jeżeli chodzi o kursy walut w ostatnim dniu rządów, to jest w dniu 22 września 2014 r., kursy przedstawiały się następująco: USD 3,257 (osłabienie PLN o 30% stosunku do początku rządów); EURO 4,1845 (osłabienie PLN o 14%), a CHF 3,465 zł (osłabienie PLN o 55%).

A jaki to miało wpływ na inne wskaźniki ekonomiczne? Wzrost PKB w 2008 r. był na poziomie 5,1%, w 2009 r. na poziomie 1,6%, w 2010 r. na poziomie 3,9%, w 2011 r. na poziomie 4,5%, w 2012 r. na poziomie 2%, w 2013 r. na poziomie 1,6% oraz w 2014 r. na poziomie 3,3%.

Natomiast inflacja w 2014 r. wyniosła 0%, a bezrobocie wzrosło do poziomu 11,5%.