wtorek, 15 września 2020

Polska droga do kolejnego upadku cz X (rząd Mateusza Morawieckiego)

Rząd Mateusza Morawskiego (od 11 grudnia 2017 do ?)

 

"Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005-2007. Wtedy poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim, właśnie otwartych konkursów jeśli chodzi o rady nadzorcze. Trafiali tam eksperci z rynku, trafiały osoby z tytułami naukowymi, z SGH, z innych uczelni. No i problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce, o zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie."

Radosław Fogiel - wicerzecznik PiS

 

Zmiana Premiera i kilku ministrów miała dać nowego rozpędu "dobrej zmianie". Nowy rząd nie potrzebował ekspertów, a ludzi wiernych realizujących ich program. Program Jarosława Kaczyńskiego. 

 

Agencja ratingowa Standard & Poor's w kwietniu 2018 r. dała kredyt zaufania nowemu rządowi i podwyższyła rating Polski. Zarówno obniżka ratingu, jak i jego podwyżka nie miała przesłanek merytorycznych. Tym razem okazało się, że zdaniem rządu ratingi są jednak ważne. Ot taka niewielka zmiana narracji.

 

Pierwszym ministrem finansów została Teresa Czerwińska. Można powiedzieć ekspert w swojej dziedzinie. Co z tego, jak nie chciała realizować "piątki Kaczyńskiego". Czy taki minister mógł przetrwać? Oczywiście, że nie, więc nagrodą za jej milczenie było intratne stanowisko wiceprezesa Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Wilk syty i owca cała, można by rzec. Następcą został Marian Banaś, prawnik, religioznawca i filozof. Takie wykształcenie było idealne do bycia Ministrem Finansów, bo po co komu znajomość ekonomii, jak trzeba realizować "piątkę Kaczyńskiego". Przetrwał niecałe trzy miesiące i został prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Wtedy też zaczął się pasjonujący spór na linii Banaś - PiS, ale ja nie o tym. 

 

Jeżeli kto myślał, że osiągnęliśmy dno, to muszę go rozczarować. Dno było przed nami. Przez ponad dwa miesiące nie mieliśmy ministra finansów, a jego funkcję pełnił premier. Po tym czasie przyszedł Tadeusz Kościński. Absolwent Goldsmiths’ College, a więc miał wykształcenie średnie i to wystarczało, by zostać ministrem finansów państwa Polskiego. W kwietniu 2020 roku w Ministerstwie finansów pojawił się młody chłopak, Piotr Patkowski, który ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie w Lublinie. Powstał wspaniały tandem znający finanse państwa jak mało kto.

 

Wrócę może do przyczyn odejścia Pani Teresy Czerwińskiej, a więc "piątki Kaczyńskiego". Cóż to było za cholerstwo, że nie dało się nikogo kompetentnego namówić na fuchę w ministerstwie finansów? A więc 500+ na każde niepełnoletnie dziecko, trzynastki dla emerytów, zwolnienie z podatków osób do 26 roku życia, zmniejszenie PIT-u do 17%, przywrócenie zredukowanych wcześniej linii autobusowych. Jakże piękne dodatkowe wydatki bez pokrycia. Niestety rząd uwierzył w swoje własne siły i nie odpuszczał, tylko realizował zarysowany przez Prezesa program.

 

Nieco późniejsza zapowiedź podniesienia płacy minimalnej do czterech tysięcy złotych do roku 2024, wyraźnie pokazywała, że wszyscy powinniśmy być równi i zarabiać tyle samo. Wspaniałomyślność rządu była niczym niezmierzony ocean dla pływających tam stworzonek. Populizm pełną gębą pociągający za sobą strach ludzi myślących.

 

Rząd robił wszystko dla nas Polaków. Wiadomo, że ludzie lubią niskie podatki, więc wprowadzano dużo nowych niskich podatków. Dla niepoznaki często nazywając je opłatami. I tak oto mamy podatek bankowy, opłatę denną, mocową, recyklingową, przejściową, emisyjną, daninę solidarnościową. Przed nami podatek cukrowy, podatek od hipermarketów i wiele innych, o jakich jeszcze nawet nie marzyliśmy. A to wszystko tylko po to, by żyło się lepiej.

 

Pisząc o podatkach, należy przypomnieć, że nie podwyższa się kwoty wolnej od podatku, mimo rosnącej inflacji, ani nie przywrócono niższego podatku VAT, co było niejednokrotnie obiecywane. 

 

Przyszła pandemia COVID-19 i przez chwilę można było mieć nadzieję, że rząd zmądrzeje i zacznie szanować pieniądze podatników. Nic bardziej mylnego. Pandemia wyzwoliła nowe pokłady populizmu. Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopę procentową niemal do zera, przy ponad trzyprocentowej inflacji. Tym samym, gdy nasze oszczędności trzymamy na rachunkach bankowych, tracimy trzy procent rocznie! Co gorsza, nie tylko na nas odbija się lekkomyślna decyzja RPP. Banki będą miały jeszcze większe kłopoty, gdyż my uciekamy z naszymi oszczędnościami z banków, one zaś nie będą miały z czego udzielać kredytów, a to prosta droga do wieloletniej stagnacji. 

 

NBP dołożył swoje trzy grosze do psucia finansów publicznych i złamał kolejną granicę, której nie należało przekraczać. Zaczął skupować obligacje skarbu Państwa. Do 19 sierpnia 2020 skupił obligacje skarbu państwa na kwotę 52 mld zł oraz obligacje wyemitowane przez PFR i BGK za kolejne 51 mld zł. Mówiąc prostym językiem, wypuścił na rynek ponad sto miliardów złotych wygenerowanych z powietrza. Jak to się skończyło w PRL-u, część z nas pamięta, jak to się skończy w nowej rzeczywistości, czas pokaże.

 

Zapowiedzi Pana Patkowskiego nie nastrajają optymistycznie. Aktualnie sugeruje zniesienie progu zadłużenia zapisanego w konstytucji. Czy tego rząd Morawieckiego dokona przy pomocy partii opozycyjnych? Nie wiem, ale boję się, że niestety tak się stanie. Nie byłbym sprawiedliwy, gdybym nie wspomniał, że ten próg zostanie prawdopodobnie złamany już w tym roku, ale zgodnie z metodologią unijną. W Polsce przyjęto inny system liczenia, który utrzymuje nas poniżej wskaźnika 60% długu do PKB. Po prostu do długu nie wlicza się zadłużenia generowanego przez PFR i BGK.

 

Otworzono puszkę Pandory, której zamknąć nie sposób.

 

Przy okazji można dodać, że przez cały okres rządów trwa spór o praworządność w Polsce.   Żyjemy w czasach, gdzie nie ma instytucji, której można by było zaufać. NBP "drukuje" pusty pieniądz, TK i SN są polityczne, KNF nienależycie nadzoruje system finansowy (afera Amber Gold i Getback), Prezydent nie zwraca uwagę na konstytucję, zresztą tak jak i wszyscy inni łącznie z opozycją.

 

O instytucjach unijnych nawet nie wspominam, gdyż jest jeszcze gorzej, niż u nas.

 

Czy model III RP wyczerpał się po trzydziestu latach trwania? Czy też jeszcze pociągnie parę lat i runie nieco później, jak to miało miejsce w przypadku PRL-u? A jak system padnie, co go zastąpi? Pytania, na które być może odpowiedź niedługo nadejdzie.

 

Kończąc tę część, jak zwykle przechodzę do wskaźników gospodarczych, które pokazują, co się działo za rządów Mateusza Morawieckiego.

 

W 2018 r. deficyt budżetu państwa wyniósł 10,4 mld zł, w 2019 wyniósł 13,7 mld zł, w 2020 r. ma wynieść 109 mld zł. Jeżeli chodzi o kursy walut na dzień  9 września 2020 r., kursy przedstawiały się następująco: USD 3,7534 (osłabienie PLN o 5% stosunku do początku rządów); EURO 4,4504 (osłabienie PLN o 6%), a CHF 4,1309 zł (osłabienie PLN o 15%).

 

A jaki to miało wpływ na inne wskaźniki ekonomiczne? Wzrost PKB w 2018 r. był na poziomie 5,1%, w 2019 r. na poziomie 4,0%, w 2020 r. prognozuje się spadek na poziomie około 3%. Inflacja na koniec 2018 r. wyniosła 1,6%, w 2019 r. wyniosła 3,4%, na koniec 2020 r. wyniesie prawdopodobnie w granicach 3%.  Aktualnie stopa bezrobocia kształtuje się na poziomie 6,1%.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz