poniedziałek, 4 września 2023

Dobry przepis na inflację

 Nie każdy przepis na inflację jest dobry. Dobry to ten, gdy inflacja staje się wysoka, a ludzie klaszczą z uciechy. Sprawa na pierwszy rzut oka wydaje się trudna, a jednak wbrew pozorom jest diabelnie łatwa.

Pierwszy podstawowy warunek to wprowadzenie płacy minimalnej dla dobra ludu pracującego, a gdy już ją mamy, to zaczynamy ją szybko podnosić, tak by docelowo była na poziomie płacy średniej. Mamy cel, którego nigdy nie da się osiągnąć, a znaczna część ludzi będzie się cieszyła, gdyż każdego roku (a później nawet częściej) otrzyma podwyżkę wynagrodzenia. W końcu im się to należy.

Oczywiście, by inflacja prężnie rosła, a później utrzymywała się na wysokim poziomie, to nie wystarczy. Musimy rozdawać pieniądze tym wszystkim, którzy je szybko wydają, a więc rozdajemy niezamożnej części społeczeństwa (to nasi wyborcy!), a takich jest zazwyczaj większość. Tak więc obowiązkowa waloryzacja emerytur i rent na poziomie nie niższym niż inflacja. Dodatkowo możemy zaoferować jeszcze trzynastą i czternastą emeryturę (lub rentę), to także pomaga. 500+ (800+) jest także znakomitym rozwiązaniem, gdy dodatkowo będzie się je waloryzować. Nie zapominajmy także o stopach procentowych ustalonych poniżej inflacji. To jest bardzo istotny element układanki.

Należy przy tym przypilnować, by ceny energii były na właściwym (znaczy wysokim) poziomie. Niestety nie każde państwo chce mieć wysoką inflację, co nieco komplikuje sytuację. Tak więc notowania na rynkach światowych gazu, ropy czy też węgla nie będą rosły tak szybko, jakbyśmy chcieli. Mamy jednak w tym przypadku dwa instrumenty, które z pewnością nam pomogą. Pierwszym z nich są podatki. Należy nakładać coraz to nowe zobowiązania podatkowe i jak jest taka wola, to można wymyślić coś ekstra. Doskonałym rozwiązaniem są uprawnienia do emisji CO2 (Brawo UE!). Jeszcze w 2017 r. kosztowały około 5 EURO za tonę emisji CO2, teraz już około 90 EURO. Jakaż wspaniała pozycja kosztowa, którą trzeba przerzucić na klienta i jak szybko urosła. Doskonała sprawa. Dodatkowo, jak wydajemy pieniądze z budżetu, to możemy rozdawnictwo sfinansować dwojako, albo będziemy coraz więcej pożyczać przy rosnącym opodatkowaniu, albo po prostu wydrukujemy. Oba rozwiązania będą sprzyjały osłabieniu naszej waluty, a to także doskonała informacja, ceny importowanych towarów wzrosną, a nam przecież na tym zależy. W końcu im więcej coś kosztuje, tym większy będzie budżet, a tym się przecież można pochwalić.

Co ważne, by ludzie byli zadowoleni i odczuli poprawę, inflacja nie może rosnąć w nieskończoność. Muszą być pewne wahania. Tak więc, gdy inflacja dobije do dwudziestu procent, musimy pozwolić jej nieco spaść, na przykład do poziomu jednocyfrowego. To z jednej strony potwierdzi naszą determinację w walce z inflacją (właśnie tak, to wszystko ma wyglądać, że walczymy!), z drugiej zaś wciąż utrzymujemy ją na wysokim poziomie. W końcu osiem procent to cholernie dużo. Ludzie będą widzieli, że opanowaliśmy sytuację, zobaczą na kontach bankowych, że mają więcej pieniędzy i wszyscy będą zadowoleni.

By przejściowo obniżyć inflację warto mieć do dyspozycji monopole państwowe, które mogą czasowo przenieść na siebie rosnące koszty, dzięki czemu ceny paliwa, gazu lub energii elektrycznej nie będą chwilowo rosły. Kolejnym dobrym elementem jest zamrożenie cen niektórych, strategicznych dla konsumenta towarów. To także działa, o czym przekonały się Węgry, czy też Argentyna. Pamiętajmy też, by przed wyborami przyszykować coś extra. Rozdajmy więcej niż zazwyczaj, inflacja pojawi się dopiero po wyborach, a przecież to jest nam na rękę.

Ludzie będą mogli pochwalić się jak to im szybko rosną dochody i popsioczyć na tajemniczych „pośredników i spekulantów”, bo to przez nich w sklepach są zbyt wysokie ceny.

Każdy powinien znać ten przepis, być może niejeden z Was zauważy, że ktoś go właśnie stosuje. A gdy to robi, trzymajmy się za portfele i mocno zastanówmy się, przy jakiej partii postawimy krzyżyk. A jak nie wiemy, to oddajmy nieważny głos, to też o czymś świadczy.