środa, 9 listopada 2022

Moralna odpowiedzialność

 "Niemcy ponoszą polityczną i moralną odpowiedzialność za drugą wojnę światową, ale sprawa reparacji została zamknięta."

Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych

Stasio był siedmioletnim wesołym chłopczykiem, z czarną, kudłatą czuprynką i brązowymi oczami. Wszędzie go było pełno, a jak wymawiał "r" to w oczach jego mamy pojawiały się wesołe iskierki. Jego życie jednak nie zdążyło w pełni zakwitnąć, gdyż skończyło się w krematorium w Auschwitz. Ostatnią osobą, jaką Stasio zobaczył w swoim zbyt krótkim życiu, był nieznany mu Niemiec, który na ostatnie pożegnanie poczęstował go kopniakiem w głowę. Śmiechu zwyrodnialca już nie usłyszał.

Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznaje, że ponosi moralną odpowiedzialność za tę zbrodnię, żadnego zadośćuczynienia jednak nie przewiduje.

Stasio miał mamę Alinę, piękną brunetkę o niezwykłych oczach, w których można było dostrzec ogrom miłości do świata. Niestety wojna zmieniła wszystko i odebrała jej nie tylko majątek, ale także godność i nadzieję na jakąkolwiek przyszłość. Na oczach jej jedynego syna – Stasia, brutalnie zgwałcił ją najpierw Alfons następnie zaś Karl i Theo. To, co ją trzymało przy życiu, gdy jechała w bydlęcym wagonie w nieznane, to troska o synka, który wciąż płakał i nie zrozumiał, skąd wzięli się ci źli ludzie. W Auschwitz po paru miesiącach prowadzonych na niej eksperymentach medycznych, wykonano jej kompleksowe badanie stanu zdrowia i stwierdzono, że już do niczego się nie nadaje. Została zagazowana, jej złoty ząb został wyrwany, a z tłuszczu zrobiono mydło, którym myła się Helga z Berlina. Ostatnim śladem Aliny na ziemi, był czarny dym wydobywający się z krematorium w Auschwitz.

Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznaje, że ponosi moralną odpowiedzialność za tę zbrodnię, żadnego zadośćuczynienia jednak nie przewiduje.

Gdy Tadkowi zabito jedynego syna i ukochaną żonę, on nie wiedząc o tym, siedział na krześle i jednym okiem patrzył na oprawcę. To był Gerard, niemiecki esesman, który uwielbiał torturować podludzi, bo przecież Polak, Żyd, czy też Cygan nie mogli się równać Niemcom. Gdy wybił oko Tadeusza, z lubością patrzył na pusty oczodół. Śmiał się, gdy wyrywał przesłuchiwanemu paznokcie oraz gdy przypalał go papierosem. Gdy w końcu Tadeusz umarł, nie krył irytacji, że "zabawa" się już skończyła.

Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznaje, że ponosi moralną odpowiedzialność za tę zbrodnię, żadnego zadośćuczynienia jednak nie przewiduje.

Andrzeja jeszcze w latach sześćdziesiątych można było spotkać na krakowskim rynku, gdy jego żona zabierała go na spacer. Nogi stracił w czasie powstania warszawskiego i tylko cud spowodował, że przeżył. Miał wtedy zaledwie dziewiętnaście lat, wspaniałą dziewczynę Monikę  i całe dorosłe życie przed sobą. Monika będąca sanitariuszką w powstaniu warszawskim, uratowała mu życie. Na swój sposób był szczęśliwy, chociaż przez jego niepełnosprawność żyli w niewielkiej kawalerce i czasami głodowali, ale tak przecież miało wielu ludzi w Polsce. Nie to co w Niemczech.

Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznaje, że ponosi moralną odpowiedzialność za tę zbrodnię, żadnego zadośćuczynienia jednak nie przewiduje.

Niemcy w ciągu sześciu lat wojny zabili około pięć milionów sto tysięcy obywateli polskich*. Gdy przechodzimy do dużych liczb, to przestajemy widzieć ogrom zbrodni. Trudno nam określić jak ogromna tragedia spotkała nasz kraj z rąk narodu niemieckiego. Pięć milionów sto tysięcy zabitych to tak jakby zabito wszystkich mieszkańców czterdziestu miast wielkości Opola. Gdyby ciała zabitych ułożono jeden po drugim, to powstałby łańcuch ciał o długości ośmiu tysięcy stu sześćdziesięciu kilometrów. Do równika z Warszawy mamy około pięć tysięcy osiemset kilometrów, a więc to zbył mała odległość, by ukazać cały łańcuch śmierci. Gdybyśmy szli osiem godzin dziennie, to towarzyszyłby nam łańcuch śmierci przez ponad cztery miesiące. To jest ogrom zbrodni, o których często wolimy nie mówić, aby nie psuć "dobrych" stosunków z Niemcami.

Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przyznaje, że ponosi moralną odpowiedzialność za popełnione zbrodnie, żadnego zadośćuczynienia jednak nie przewiduje.

Moralna odpowiedzialność to zadośćuczynienie za zbrodnie. Niestety Niemcy są od tego bardzo daleko, w ich szkołach nie mówi się o skali popełnionych przez naród niemiecki zbrodni. Polacy w Niemczech nie mają statusu mniejszości narodowej, który został odebrany przez władzę III Rzeszy**, a w listopadzie 2014 niemieckie ministerstwo spraw wewnętrznych odrzuciło wniosek Związku Polaków w Niemczech o nadanie Polakom statusu mniejszości. Państwo niemieckie nie zwróciło zrabowanego mienia i do dnia dzisiejszego nie zadośćuczyniło za popełnione przez Niemców zbrodnie.

"Niemcy ponoszą polityczną i moralną odpowiedzialność za drugą wojnę światową, ale sprawa reparacji została zamknięta."

Niemieckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych

* https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/10/02/ilu-polakow-ponioslo-smierc-w-wyniku-niemieckiej-okupacji/

** opinie w sprawie odebrania dekretem Goeringa Polakom statusu mniejszości są niejednoznaczne, tj. część historyków uważa że te prawa zostały odebrane, część historyków, że takich praw Polacy nigdy nie mieli.

 

niedziela, 19 czerwca 2022

Inwestycje długoterminowe to fejk

Od kiedy pamiętam, wmawia się nam, że należy inwestować długoterminowo i wtedy na pewno zarobimy. Instytucje finansowe oferują fundusze, gdzie wskazuje się sugerowaną długość inwestycji. Pic na wodę, że tak powiem i nic więcej. Oczywiście mogą się zdarzyć inwestycje, które faktycznie w długim okresie przyniosą zysk, niestety zdarza się to tak często, jak wygrana szóstki w totka. Jednym słowem trafienie na nowy Microsoft, Mcdonalda, Teslę czy też Bitcoina nie zdarza się często, a zwykłym śmiertelnikom nigdy. Dlaczego? Po zadowolą się stu procentowym zyskiem i sprzedają akcje, nie czekając na prawdziwą wygraną.

Czy ktoś pamięta te spółki: Krosno (upadłość 2009 r.), Tonsil (upadłość 2004 r.), Pruchnik (upadłość 2018 r.), Exbud (wycofana z giełdy w 2002 r.)? To były perełki, które jako pierwsze zadebiutowały na Giełdzie Papierów Wartościowych. A teraz konia z rzędem temu, kto je chociaż kojarzy. Elektrim? Zadebiutował nieco później i też nic z tego nie zostało. Czy opłacało się zainwestować w akcje tych spółek w ramach inwestycji długoterminowych? To może trzeba była zainwestować w fundusz oparty na WIG20, a więc zbudowany na dwudziestu największych spółkach? W 2007 r. notowany był znacznie powyżej 3500 punktów, teraz niecałe 1700. Słabo coś.

Oczywiście można powiedzieć, to przecież Polska. W Niemczech z pewnością jest lepiej. No to bierzemy na tapetę Deutsche Bank. W roku 2007 r. jednak akcja kosztowała 93 Euro, teraz 9 Euro. Może w Anglii? Shell w 1997 r. kosztował ponad sześć tysięcy funtów. Dzisiaj dwa tysiące trzysta. Raczej się na tych akcjach nie zarobiło, a przecież to są największe światowe korporacje. Jednym słowem przez giełdy przewijają się setki tysięcy różnorakich firm, które prędzej czy później znikną, a ty zostaniesz z niczym. Taka jest kolej rzeczy i nic tego nie zmieni. A więc nie dajcie się mamić opłacalnością długoterminowych inwestycji.

Jeśli myślicie o prawdziwym zarobku, to po pierwsze zawsze jest ryzyko, po drugie wbrew pozorom nie jest to trudne i każdy może to ogarnąć, wystarczy się trzymać kilku prostych zasad.

Po pierwsze jak w telewizji zaczynają się pojawiać informacje o wspaniałych możliwościach zarobkowych (akcje, kryptowaluty, złoto), że już tyle procent ludzi się tym interesuje i inwestuje, to znak, że krach jest tuż tuż. A więc, jeżeli emerytka powie ci, że zainwestowała w fundusze akcyjne, czy też kupiła krypto, to uciekaj z rynku, bo czasu na ewakuację nie zostało zbyt wiele. Po drugie, jeżeli przez dłuższy czas utrzymują się zbyt niskie stopy procentowe (inflacja rośnie, a stopy stoją w miejscu), to uciekaj w wszelkiego rodzaju inwestycji (z wyjątkiem dziesięcioletnich obligacji, jeżeli kupiłeś je równo rok temu, to ich oprocentowanie jest na poziomie ponad 14%). Wrócisz, gdy sytuacja wróci do normalności. Po trzecie, gdy pojawią się gwałtowne spadki, to nie ruszaj z zakupami (chyba, że chcesz jedynie pospekulować), czasu będziesz miał dużo i kupisz taniej w bardziej stabilnych warunkach. Po czwarte, od zawsze są cykle koniunkturalne, są wzrosty, są spadki i tak w kółko. Warto o tym pamiętać. Po piąte, już niedługo zaczyna się okres wspaniałych okazji inwestycyjnych, a więc jeżeli masz możliwości – skorzystaj.

Na jakie masz czekać znaki (nie te z nieba oczywiście)? Jeżeli będzie zbliżał się koniec podwyżek stóp procentowych (czyli inflacja zacznie spadać tak w Polsce jak i na świecie), to pojawią się proste możliwości inwestycyjne. By stopy procentowe spadły musi być światowa recesja, chyba że... znowu będzie dodruk pieniądza. W tym przypadku też trzeba inwestować.

Przykładowe inwestycje:

1. Bezpieczne, czyli fundusze obligacyjne. Kupuj je właśnie w tym czasie, a będziesz miał ponadnormatywny zysk (kupisz obligacje o wysokiej stopie procentowej, nowe obligacje będą miały niższą stopę zwrotu, więc twoje obligacje będą drożeć tym szybciej, im szybciej obniżane będą stopy procentowe). Jednym słowem w takich przypadkach występuje ponadnormatywny zysk.

2. Średnio ryzykowne. Złoto i srebro, które w średnim okresie powinny przynieść przynajmniej utrzymanie wartości twojego majątku. No i oczywiście nieruchomości, które za rok będą tańsze o kilkanaście procent, jeżeli ich cena nominalna się nie zmieni. Ich wartość jest po prostu "zjadana" przez inflację.

2. Ryzykowne, a więc akcje. Powinny być względnie tanie (na GPW już są bardzo tanie). Skup się na większych spółkach z różnych branż (przykładowy portfel: KGHM, PKO, PZU, CDProjekt, Orlen) i tych, które regularnie wypłacają dywidendy.

3. Bardzo ryzykowne, a więc kryptowaluty. Bitcoin jeszcze w październiku kosztował 66 tys. USD, teraz 19 tys. USD. Czy to już koniec spadków? Moim zdaniem nie (obstawiam około 12-13 tys. USD), bo jeszcze główne media nie ogłosiły, że już jest po kryptowalutach. Biorąc pod uwagę historyczne zmiany cen, to jest już tanio.

A więc pamiętajcie, nie ma inwestycji długoterminowych jako takich. Jest po prostu inna zasada: "kupuj tanio (dobry moment wejścia) i sprzedaj drogo (dobry moment wyjścia)". I nigdy nie czekaj na najlepszy moment, bo prawdopodobnie go przegapisz.

Jeżeli robisz inaczej, to z dużym prawdopodobieństwem będziesz miał kredyt hipoteczny na kupione zbyt drogo mieszkanie, oraz fundusze inwestycyjne, na których straciłeś pokaźną dla ciebie kwotę. Wtedy twoim celem w życiu, będzie utrzymanie dobrze płatnej pracy, bo w przeciwnym wypadku ...

Od autora: Niniejszy felieton nie jest poradą inwestycyjną, a jedynie poglądem autora, co do sposobów radzenia sobie ze spadkiem wartości pieniądza w czasie. Każda inwestycja to twoja decyzja i twoje ryzyko.

 

niedziela, 22 maja 2022

Kruchy rynek kryptowalut

 

Rynek kryptowalut wszedł w kolejną fazę ostrego zjazdu w dół. Dla ludzi nieznających rynku – spadki rzędu 60% wiodących kryptowalut, takich jak Bitcoin czy też Ethereum mogą być szokujące, jednak jest to specyfika tego rynku. Po prostu można dużo zarobić, jak i stracić i od rozsądku handlujących zależy, po której stronie się znajdą. Pokazuje to jednak, jak kruchym i płytkim rynkiem są kryptowaluty. Co prawda jest tysiące jak nie dziesiątki tysięcy kryptowalut, jednak kapitalizacja całego rynku to niewiele ponad bilion dolarów, w tym około połowy przypada na bitcoina. Niby dużo, jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę fakt, że jest to rynek ogólnoświatowy to nie jest to duża wartość, a więc perspektywy wzrostu niemal nieograniczone. Tylko, czy "nic" powinno być aż tyle warte? Jest to pytanie wszystkich tych, którzy nie widzą żadnej wartości w kryptowalutach. Jest jednak  spora grupa wierzących, a czy wiarę można wycenić?

Luna – antybohater rynku ostatnich dni, wraz z powiązanym z nią stablecoinem UST pokazał, jak krucha może być wiara. Nim trzy razy kur zapiał wartość Luny spadła z około 100 dolarów do 0,00017 USD. By bardziej uzmysłowić skalę krachu, wystarczy powiedzieć, że w ciągu kilku dni osoba z majątkiem wycenianym na 590.000 USD została z jednym dolarem. Masakra. A wszystko wyglądało tak pięknie. UST co do zasady, dzięki zastosowaniu najbardziej nowoczesnych i oczywiście najbardziej bezpiecznych algorytmów miał odwzorowywać wartość jednego dolara, a Luna była tego gwarantem. I tak było. Do czasu niestety. Atak na UST pociągnął na dno Lunę, gwarantującą wartość stablecoina i stało się to, co musiało. UST wart jest około sześciu centów, a przecież powinien dolara. Czy za miesiąc UST, czy też Luna będą miały jakąkolwiek wartość? Ten, kto zna odpowiedź, może zostać milionerem, a kto lubi grać w totolotka, czy też inne gry losowe, może potraktować zakup Luny niczym kupno losu, gdzie znaczna wygrana jest nieco bardziej prawdopodobna, niż w totolotku.

Czym w ogóle są stablecoiny i po co one są? Podatki proszę państwa, bo w końcu śmierć i podatki to jedyne pewniki na świecie. Stablecoiny są wirtualnymi walutami odwzorującymi wartość faktycznych walut: USD, EUR, czy też naszej złotówki. Nie są jednak walutami prawdziwymi, więc dopóki ich nie wymienimy na oficjalne waluty, to nie zapłacimy podatków. Proste rozwiązanie, niestety jak widać niosące za sobą znaczne ryzyko. UST był trzecim co do wielkości stablecoinem, a więc pojawia się pytanie, czy zaatakowany zostanie także największy stablecoin – USDT? Odpowiedź jest oczywista. Takie ataki będą i były. Pytanie, czy jeden z zamachów się uda?  Jeżeli tak, to wartość kryptowalut ma szansę wyparować równie szybko jak wartość Luny, jeżeli jednak USDT wytrzyma, a jest duże prawdopodobieństwo, że tak się stanie, to po bessie na rynku kryptowalut, ponownie zawita słońce i nie wykluczone, że bitcoin będzie kosztował sto tysięcy dolarów, albo i więcej.

By to się stało, otoczenie rynkowe także musi się zmienić, a na to jeszcze poczekamy. W USA przestaje się drukować pieniądze, podnosi się stopy procentowe, a to nie jest dobry czas do inwestowania. W końcu pojawią się inwestycje bardziej bezpieczne i chociaż w części chroniące przed inflacją. Całkiem możliwe, że powraca czas obligacji, a więc giełdy i krypto wciąż w dół.

Aż pewnego dnia, gdy prawie nikt nie będzie wierzył, że giełdy i krypto się odrodzą, one powoli będą piąć się w górę. Najpierw będzie się mówiło jedynie o kruchej korekcie, ale to będzie początek kolejnego baloniku, na który tak zwana ulica zwróci uwagę, gdy ten będzie tuż przed pęknięciem.

Gdy zdecydujemy się na inwestowanie w kryptowaluty to miejmy na uwadze, że wiele z nich jest najzwyklejszym w świecie oszustwem. Kryptowalutę da się stworzyć w parę godzin, a więc może to zrobić dosłownie każdy! Trochę trudniej wejść na giełdę, ale tylko trochę. Nieco marketingu, vlogerów zachwalających nasz produkt i zaczyna się golenie frajerów. A więc uważajmy na oszustów, bo kryptowaluty mają także tę wadę, że trudno udowodnić machlojki ich twórcom. Po prostu projekt nie wypalił i tyle, a my straciliśmy pieniądze.

Na koniec najważniejsze, jeżeli decydujemy się na jakąkolwiek nieco bardziej ryzykowną inwestycję, to przeznaczmy na nią tyle środków, ile możemy stracić. Ani grosza więcej.

 

niedziela, 9 stycznia 2022

Covid – Fakty i mity

Pandemia zwojowała świat, demolując dotychczasowy stan rzeczy zarówno na polu społecznym, jak i ekonomicznym. Izolacja społeczna stała się cnotą, a dodruk pustego pieniądza (tzn. „luzowanie ilościowe") drogą do bogactwa. Zdemoralizowana władza, ogłupiła społeczeństwa, prowadząc je do nieciekawego (niewolniczego) końca.

Wrogiem publicznym stał się tzn. „antyszczepionkowiec", a jest nim każdy, który nie chce się zaszczepić covidowymi preparatami. To oni odpowiedzialni są za pandemię, zgony, zabieranie miejsca w szpitalach innym ludziom. Stali się złem, które za wszelką cenę należy zwalczyć. A jakie są fakty? Do dupy z faktami, można by rzec, bo to my – "władza" mamy rację.

Podam jednak nieco faktów.

Pamiętacie "fake news" Konfederacji z września 2021 roku dotyczący Covida? Podano, że już trzydzieści procent zmarłych na koronawirusa to niezaszczepieni. "Prawda" pana Niedzielskiego mówiła o niecałych dwóch procentach. "Prawda" - była kiedyś taka rosyjska, słynąca z wiarygodności gazeta. Zresztą nieważne. Troszkę czasu musiałem poświęcić na wyszukanie danych, ale w końcu mi się udało i się z wami nimi podzielę (kliknij tutaj).

A więc od początku października do 28 grudnia 2021 roku 27% zgonów (6.185 osób) dotyczy osób zaszczepionych. Co gorsza, aż 1.500 osób nie miało chorób towarzyszących. Pozostała część zgonów to osoby niezaszczepione lub zaszczepione jedną dawką. Co z tego wynika? Ano to, że szczepionki nie są tak skuteczne, jak się powszechnie uważa. A jaki był jeden z podnoszonych argumentów antyszczepionkowców? Nieważne...

 

 

Łącznie

zgony zaszczepionych

w tym bez chorób

zgony niezaszczepionych

w tym bez chorób

2021-01-01

2021-12-13

66 648

6 185

1 500

60 463

17 770

 

 

 

9,28%

 

90,72%

 

2021-10-01

2021-12-13

20 043

5 410

1 321

14 633

4 425

 

 

 

26,99%

 

73,01%

 

2021-11-01

2021-12-13

18 696

5 040

1 236

13 656

4 154

 

 

 

26,96%

 

73,04%

 

 A jak wygląda sytuacja z zarażaniem się koronawirusem? Czterdzieści procent to osoby zaszczepione, a sześćdziesiąt to niezaszczepieni. A jakie wątpliwości mieli antyszczepionkowcy? Ciekawe, co nie? Pewnie zastanawia was średnia wieku zgonów. Dla zaszczepionych wynosi siedemdziesiąt siedem lat, dla niezaszczepionych siedemdziesiąt pięć lat. Cóż nie jest to istotna różnica.

 

 

Łącznie

Zakażenia zaszczepionych

% zgonów

Zakażenia niezaszczepionych

% zgonów

2021-01-01

2021-12-13

2 774 033

485 504

 

2 288 529

 

 

 

 

17,50%

1,27%

82,50%

2,64%

2021-10-01

2021-12-13

1 171 857

469 751

 

702 106

 

 

 

 

40,09%

1,15%

59,91%

2,08%

2021-11-01

2021-12-13

1 050 133

426 622

 

623 511

 

 

 

 

40,63%

1,18%

59,37%

2,19%

 

 

 

 

 

 

 

 

Tak czy siak, szczepionka ponad dwukrotnie ogranicza ryzyko zgonów, a to jest już coś. Tylko, czy te dane pozwalają wprowadzać przymus szczepienia? Zdecydowanie nie, tym bardziej że istnieje całkiem realne ryzyko, że szczepienia nie przeżyjemy. Do 15 grudnia w Polsce dotyczyło to 89 osób (kliknij tutaj - trzeba sobie policzyć).

Inna kwestią jest ochrona po szczepieniu, która wynosi około pięć miesięcy. A o czym mówili antyszczepionkowcy? Po tym terminie nie jesteś chroniony, a więc czas na kolejną dawkę przedłużającą ochronę i ... paszport covidowy. Niemal jak abonament telefoniczny z cyklicznymi opłatami. A może jesteśmy traktowani jak bydło? Zresztą nieważne... Jesteśmy przecież ludźmi, myślimy, nie pozwolimy na dyskryminowanie kogokolwiek. Równość! Wolność! E, coś mi się pomieszało.

Narracja jest zupełnie inna i w coraz większej grupie państw wprowadza się mniejszą lub większą dyskryminację osób niezaszczepionych. Wydaje się, że my ludzie musimy dyskryminować jakąś grupę społeczną. Raz jesteśmy rasistami, antysemitami, antypolakami, innym razem homofobami, to znowu zmieniamy się w radykałów religijnych. Teraz czas na dyskryminację medyczną i wygląda na to, że będziemy równie gorliwie tępić niezaszczepionych, jak wcześniej innych pechowców. W końcu powiedzieli w telewizji, na facebooku i tweeterze, że tak trzeba.

Kina – tylko dla zaszczepionych.

Praca – tylko dla zaszczepionych.

Sklepy – tylko dla zaszczepionych.

Leczenie – tylko dla zaszczepionych.

Świat – tylko dla zaszczepionych.

Nowak Diokovic, najlepszy tenisista świata nie może zagrać w Australian Open. Nie zaszczepił się, a Australia jest przodownikiem wprowadzenia rozwiązań "faszystowskich". Tym razem dotyczą one osób niezaszczepionych. Na Węgrzech pracodawca może osobę niezaszczepioną wysłać na bezpłatny urlop. We Włoszech wprowadzono przepustkę sanitarną. W Berlinie i Brandenburgii ludzie w opaskach (siet!), a więc zaszczepieni bez problemu mogą robić zakupy. Reszta, to ludzie drugiej kategorii (coś mi to przypomina). Również i w Polsce raz za razem wracają pomysły dotyczące obowiązku szczepień. Na tweeterze, facebooku blokuje się antyszczepionków. Dla nich nie istnieje wolność słowa.

Gdyby szczepionka była tak skuteczna, jak mówią, miałoby to sens. A tak? Stajemy twarzą w twarz z kolejnym totalitaryzmem, którego nawet nie widzimy. Teraz łatwiej mi zrozumieć, dlaczego Niemcy nie dostrzegali zła w czasach Hitlera. Po prostu patrzyli i nie widzieli, słuchali i nie słyszeli. Bardziej zastanawiające jest, że po czasie tak szybko zapomnieli o zbrodniach swoich ojców i dziadków i ponownie wydaje im się, że powinni nas Polaków pouczać. Nie tylko nas. Cóż, tak to już jest na tym świecie.

A co będzie, jeżeli Covid nie zniknie? Będziemy się przymusowo szczepić dwa, trzy razy w roku? A co z osobami, które nie chcą się zaszczepić? Nie pozwolimy im pracować, nie będą mieli środków do życia, zostaną wykluczeni ze społeczeństwa i będą ścigani przez aparat państwowy? Będą osadzani w więzieniach? A może po prostu czapa w łeb? Naprawdę tego chcemy? Taki chcemy mieć świat?

Od początku pandemii, czyli w ciągu dwóch lat na świecie na Covid zmarło pięć i pół miliona ludzi. Na raka rocznie umiera dziesięć milionów. Nikt nie ma jednak pomysłu, by nie leczyć chorych na raka, bo sami są sobie winni. Palenia, picie, niezdrowe odżywianie i brak sportu przyczynia się do rozwoju raka. Jednak nikogo nie chcemy karać za jego beztroskę i uniemożliwić leczenia.

Jednak antyszczepionkowom chcemy odebrać możliwość darmowego leczenia. Dlaczego? Bo propaganda nam wyprała mózgi? Czy zawsze musimy ulegać kolejnym dyskryminacyjnym modom?

Naprawdę tacy jesteśmy?